Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/342

Ta strona została przepisana.

Bośmy świętą wyprawą na Litwie zajęci.
Papież skargi Polaków poczyta za baśnie,
I z opoki Piotrowej jeszcze nam przyklaśnie.
Skończyłem.
— Wielki mistrzu! co się do mnie ściąga —
Mówił z kolei komtur Fryderyk z Elbląga —
Dzielę księcia Rudolfa doświadczone zdanie:
Pragnę widzieć nad Litwą nasze panowanie,
Pragnę poniżyć rogi sarmackiej potędze,
I miecza nie poskąpię, i krwi nie oszczędzę,
I może się do dzieła przyczynię potrosze.
Bo wam z Litwy szczęśliwą wiadomość przynoszę.
Gdyśmy obecnej wiosny w naszych sił ogromie
I wzdłuż i wszerz po Litwie roznosili płomię,
Gdyśmy samego Wilna byli niedalecy,
Musieliśmy uciekać z z pod małej fortecy.
Kiedy Litwa pustkowiem stała w jednej chwili,
Gdyśmy zboża stłoczyli, wioski popalili,
Kiedy pierzchał przed nami cały kraj przelękły, —
Na jednym zaniku Pullen nasze siły pękły.
Pomiędzy wybrzeżami Niemna i Puniały
Seciny krzyżowego rycerstwa zostały,
A ze stosu ich kości, co się wiatrem bieli,
Dotąd jeszcze nie wskrzesła drużyna mścicieli.
Ale Margier, dowódca barbarzyńskiej rzeszy.
Nie długo się owocem zwycięstwa pocieszy.
W tej chwili z jego więzów, na łono swobody
Przybywa Ransdorf Warner, mój dowódca młody.
On na polu bojowem kiedy obumiera,
Został wskrzeszon do życia staraniem Margiera;
Sądzony bogom Litwy pod nóż świętokradzki,
Potrafił dziwnym cudem uniknąć zasadzki.
Trzymany cały miesiąc w niewoli złowrogiej,
On przeznał wszystkie ścieżki, wszystkie zamku drogi
Litwini zdadzą twierdzę, radzi czy nieradzi,
Gdy na pewne zwycięstwo Ransdorf poprowadzi.