Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/366

Ta strona została przepisana.
XVII.

Wokoło wodza ciżba strudzona i cicha
Trupy Niemców do Niemna pogardliwie spycha;
Nie odziera ze zbroi, bo za nadto spieszy.
Legł mężny Hanneberger, pan niemieckiej rzeszy,
Znany rycerz turniejów, co z żywą ochotą
Szedł z Krzyżaki na Litwę po laury i złoto;
Książę saski przez ramię dostał cięcie żwawe;
Poległ komtur z Elbląga, co radził wyprawę;
A Wilhelm, stary łucznik, co na miód się kwapił,
Zamiast kowieńskich lipców, krwi własnej się napił,
Padł przy zachodniej baszcie przywalony cegłą.
A co prostych rajtarów i knechtów poległo,
Pan tylko z górnych Niebios policzyć to może,
I na cię, wielki mistrzu, hrabio Teodorze,
Policzy krwi ich winę!

XVIII.

— Jutro plon się pożnie, —
Rzekł Margier sam do siebie i zwrócił pobożnie
Bohaterskie spojrzenie ku wieczornej zorzy. —
Ausko święta! tyś bóstwo, w tobie ogień boży,
W tem zarzewiu kraśnieje potęga i siła;
Dzięki, żeś jego iskrę w piersi nam rzuciła!
Wróg odparty na chwilę, gdy wróci na dłużej,
Krasna jutrznio! twój promień niech nam szczęście wróży!
Do roboty, Litwini! za nami są nieba!
Zgruchotano nam mury, naprawić je trzeba.
Ciosajcie nowe ściany i kamienie znoście,
Przez noc niech stanie baszta, bo znów przyjdą goście.
Niewiasty i starcowie niech naprawią wieżę,
A mężowie od boju, spożyjcie wieczerzę,
I niech każdy wychyli miodu pełną czarę,
Najpierwszą wlać na ogień bigom na ofiarę.
Rozłammy chleb na braci pogrzebowej stypie:
Może jutro nas kurhan bojowy przysypie.
Kapłani, grajcie w gęśli, rozpocznijcie pieśnie,