I będzie się na zgliszczach urągał boleści,
Naszych bogów znieważy, niewiasty zbezcześci!
O! nie dopuść, Perkunie, na Litwę tej plamy!
Jeśli trzeba się poddać — trupy im oddamy!
Zapalcie stos ofiarny! wzmóżcie się na sile,
Rzućcie na nich kamieńmi, wstrzymajcie na chwilę,
By wrogowie, przyszedłszy w nazbyt rannej dobie,
Nie przeszkodzili spełnić, cośmy winni sobie.
Jeszcze ostatnim gradem na wroga ciśnijcie!
Brat bratu, ojciec dziecku niech odbierze życie:
To lepiej, niźli zginąć od ręki siepacza!
Rzekł, i kamień z okopu co największy stacza,
I twardenii granity od końca do końca
Sto krzyżackich rycerzy w topielisko wtrąca.
Twierdza gore, bój kipi... Litwini z rozkoszą
W środku samej warowni stos ofiarny wznoszą.
Straszliwy jęk rozpaczy doszedł do podziemi;
Wyszła Marti, jak upiór, z bogami swojemi,
A zagasiwszy Żnicza — z wysileniem ducha
Ostatnią jego iskrę na stosie rozdmucha.
Ransdorf widzi z daleka swej zdrady owoce:
Marti strasznym toporem w pierś Litwinów grzmoce,
Pod ofiarnem żelazem ściele się gromada,
A kto skonał, kapłanka na stosie go składa.
Dzieci Litwy, pijane szałem i rozpaczą,
Same się zabijają, same na stos skaczą;
Niejeden dziki ojciec wśród pogorzeliska
Chwycił syna z kolebki i na ogień ciska;
A matka jeszcze trupa spalonego pieści, —
Nim ją przyszli zabijać — skonała z boleści,
Margier kapłanom w trąby odezwać się każe,
Aby się podniecała wściekłość przy ofiarze;
A sam z kilku mężnymi własne mury wali.
Strąca balki na Niemców, by nie przeszkadzali
Spełnić się losom Litwy przy ofierze krwawej.
Pociesz się, wielki mistrzu, żniwem twej wyprawy!
Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/379
Ta strona została przepisana.