Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom I-II.djvu/381

Ta strona została przepisana.

Aby żywo nie wpadli pod niemiecką władzę.
Idźmy stąd, piękna Egle, ja cię uprowadzę!
Straszny dzień!... uciekajmy... czy widzisz dym czarny?
Czy słyszysz huk płomieni i okrzyk ofiarny?
Czujesz, jak tu gorąco już przepala cegły?
Spieszmy! bo droga trudna, a nasz cel odległy...
Ja ciebie uprowadza szlaki znajomemi
Z niebezpieczeństwa wrogów, ze zgliszcza twej ziemi!
Rzekł, i patrząc z rozkoszą w oblicze dziecięce,
Chciał miłe sercu brzemię pochwycić na ręce;
Ale córka Margiera łagodna a cicha,
Skinieniem go oddala, spojrzeniem odpycha,
A w tem jednem spojrzeniu tyle sił wytęża,
Że, jak pchnięty ramieniem bojowego męża,
Cofnął się młody Krzyżak. — Stój, dziki zuchwalcze!
Kto ci mówił, żem słaba? że siebie nie zwalczę?
Co znaczą mego domu gorejące ściany?
W twoich ręku pochodnia i miecz krwią zbryzgany!
Posłuchaj mię, Krzyżowcze! och! niedawno jeszcze
Jako najsłodszą myślą biedne serce pieszczę,
Że z tobą w cudzej ziemi pędzić będę chwile.
Obowiązki dla bogów, dla Litwy uchylę.
Porzucę dom i ojca... i będzie mi błogo,
I tu nie pożałuję nikogo... nikogo!
W snach widziałam twój domek, i morskie wybrzeże
I mury waszych zamków, i kościelne wieże;
Przysięgłam twemu Bogu, że moich porzucę,
I skłonię całe serce ku Jego nauce...
Lecz dzisiaj w moich myślach i w sercu inaczej:
Ty przywiodłeś do Pullen krzyżackich siepaczy,
Wniosłeś do mojej strzechy i miecz, i pożogę.
Dzisiaj Litwa chce ofiar — cofnąć się nie mogę.
Moja powinność umrzeć w ofiarnej postaci
Obok mojego ojca, obok moich braci.
Weź ten krzyż... mnie nie wolno nosić go na łonie:
Egle zo swemi bóstwy w jednym stosie spłonie.
Stąd nie zdołasz mię wyrwać całą swoją mocą