Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/026

Ta strona została przepisana.

Nie dziw, że wielkie popisał rzeczy
Krwawym zygzakiem przekreślił Romę,
Przekroczył Alpów urwiska strome,
Tracił o stare Piramid głazy,
Ziemię germańską przeszedł dwa razy,
Porznął skalisty grzbiet Pirenei!
A ludzkość, pełna nowych nadziei,
Patrząc na krwawy zygzak co pała,
Charakter Boży na nim czytała!
To była tylko zwyczajna droga,
Którędy Tytan szedł na półboga.
Wielki poemat krwi, ognia czynu,
Są nie wyszedł za obrąb gminu,
Tylko, że większy dał rozmiar pysze, —
A pycha Boskich dzieł nie napisze,
Czy biorąc słowa kolory bledsze,
Czyli kartaczem ryjąc powietrze.

XI.
:Ludzkość w półboga swego wierzyła:

Zbrojnych milionów olbrzymia siła
Stawała przy nim w jednej godzinie,
Leciała pędem, gdzie jeno skinie,
Porywa wirem, gdzie się zaczepi,
Co chwila wzrasta, coraz się krzepi.
Pod sklepieniami obcego nieba
Janek przy panu walczył, jak trzeba:
Wespół z drugimi wstąpił z zaszczytem
Na groźne pasmo skał pod Madrytem;
Wespół z drugimi zasługą czystą
Został mianowan starym gwardzistą,
Gdy jego męstwo wodzowie chwalą,
Dostał wojenny krzyż pod Alhalą;
W ziemi Rakuskiej, gdzie Wagram pole,
Wziął chrzest żołnierski - ranę na czole,
Lecz się wyleczył — w szeregi staje,
I znowu poszedł w hiszpańskie kraje,