Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/074

Ta strona została przepisana.

Rzeczpospolitej silnych rąk potrzeba,
I serc gorących potrzeba niemało.
Wiecie co, matko? ja lubię to chłopię:
Silną ma rękę i serce gorące.
Ja go powiodę po piękniejszym tropie,
Niżby po kniejach miał tropić zające.
Czy chciałbyś, chłopcze, kiedy król rozkaże,
Dosiąść rumaka, ot jak ten bułany,
Odpierać Turka od koronnej ściany,
Tropić Tatara na podolskim jarze?
Czy chciałbyś, pytam?
Hrehory z ukradka
Spojrzał na konie, na ojca, na dziada,
A choć mu zdala pogroziła matka,
Do nóg hetmańskich z dziękczynieniem pada.
Dziad rozczulony klękł u drugiej nogi:
Czołem ci, panie, czołem niech uderzę!
Żeś, nawiedzając nasz domek ubogi,
Raczył nam wskazać, że i my rycerze.
My stara szlachta, w łowieckiej zabawie
Nędzą przykuta do leśnej trzebieży,
Od dwóch pokoleń zapomniała prawie,
Co święcie od nas krajowi należy.
Weź mego wnuka, koronny hetmanie,
Dzielić z rycerstwem mrozy i upały!
Niech się krajowi pożytecznym stanie
I krwią oczyści nasz herb zaśniedziały!


XIII.

Tarnowski starca uściskał za szyję.
W pogodne czoło ucałował wnuka.
Matce choć serce boleściwie puka,
Ojcu na oczach chociaż łza się wije,
Daremna rada i krótkie wybory:
Przywiedli konia z wojskowych bagaży,
Wskazano miejsce — i młody Hrehory
Wziął posterunek przy pośledniej straży.