Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/088

Ta strona została skorygowana.

Że jego ojciec tylko stróż gajowy,
Że jego matka w lnianej sukni chodzi.
Kochał Beatę najświęciej, najgodniej,
I dla miłości dać życieby gotów;
Lecz gdy na chwilę oddali się od niej,
Nie mógł się płochych powstrzymać zalotów.
Prawie nieświadom, co wyższa ofiara,
Nie mógł się ostać przed najlżejszą próbą;
Umiał bardyszem pokonać Tatara,
Ale nie umiał walczyć z samym sobą.

IX.

Sam wielki hetman pojechał we swaty,
Prosząc dla niego o rękę Beaty.
Owada wdzięcznie przyjął pośrednika,
I rękę córki przyrzekł dla młodziana:
Któż bo z Polaków swe serce zamyka
Dla prośb dostojnych Tarnowskiego Jana?
Nawet wesela już dzień umówili,
Na wszystko przystał chętliwie Owada;
Lecz uradzono zaczekać do chwili,
Gdy Hrehoremu król starostwo nada.
A nadto wojna do hetmańskich znaków
Wezwała całą drużynę rycerską,
Fürstenberg, głowa inflanckich Krzyżaków,
Przeszedłszy w Niemczech na wiarę luterską,
Swemu żołdactwu, co bezkarnie hula,
Kazał kościoły burzyć na wyścigi;
Więc przysłał prosić o opiekę króla
Dostojny Wilhelm, arcybiskup Rygi.
Więc król do mistrza poselstwo wyprawia,
Pan Łęcki jechał z królewskiemi listy;
Lecz rozpasana tłuszcza na bezprawia,
Mimo charakter posła uroczysty,
Zamordowała jadącego w drodze,
Jeszcze się pastwiąc nad bezbronną głową:
Więc należało powetować srodze
Za krew przelaną i cześć narodową.