Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/089

Ta strona została przepisana.
X.

Polski i Litwy sejmujące stany
Kroi na obradę zebrał do Warszawy.
Wszyscy radzili w jeden głos zebrany
Nie zaniedbywać inflanckiej wyprawy.
Zapał, by hańby nie przepuścić darem,
Dał mnogie siły zgromadzić bez trudu:
Stanęło tedy pod pańskim sztandarem
Z Polski i z Litwy sto tysięcy ludu.
Któż tu nie pójdzie walczyć obok braci?
Kogo tu sprawa domowa zatrzyma?
Tedy choć nierad, że swe gody traci,
Jechał na wojnę Hrehory Sulima.

XI.

— Piękna dziewico! — mówił do Beaty —
Bywaj nu stałą i sercem, i słowem.
Wrócę sławniejszy i bardziej bogaty,
Król mię obdarzy starostwem grodowem.
A wszystko winien wojowniczej sztuce,
Drogę do szczęścia sam sobie uścielę,
Sam o twą rękę dopomnę się śmiele.
Nie płacz, Beato, powrócę, powrócę!
Po dniu godowym gdy zostanę mężem,
Dam folgę sercu, niechaj bije rade;
Rozbrat na wieki uczynię z orężem,
I nigdy, nigdy ciebie nie odjadę.
Czy tu zostaniem, czy pójdziemy może
W ustronnym zamku pracować na roli,
Mój miecz na zawsze u stóp twych złożę
Nie płacz, Beato, bo mię serce boli!

XII.

— O mój Hrehory! nie mów tego proszę! —
Rzekła Beata w błagalnej postaci: —
Że zniewieściałe przenosisz rozkosze
Nad pole chwały na obronie braci!
Czybyś doprawdy, nie zważając na nic,