Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/109

Ta strona została przepisana.

Po dwóch w szeregach, powiatami konno,
Czoło ze stanu szlacheckiego bieży.
Szlachta z nad Wisły, z nad Niemna, z nad Dźwiny,
Od płaskich stepów, od Karpat, od morza,
Jako rodzone jednej matki syny,
Przyszli bratersko zając te przestworza.
I oni sami, i dzielne rumaki
Odmienne mają postaci i twarze, —
I strój ich suty niezawsze jednaki,
Lecz jak obyczaj swojej strony każe.
Tam rysi kołpak, delia szeroka,
Tam złoty żupan, tam widzisz kiereje,
Owdzie powaga przebija się z oka,
Tam rzeźwy uśmiech z czoła promienieje,
Tam długa broda, tam wąsik ze szwedzka,
Owdzie jaskrawe, tam ciemne kolory, —
Któżby cię zliczył, o braci szlachecka?
Któżby opisał twój kształt różnowzory?
Dalecy miejscem, lecz bracia najszczersi,
Różni zwyczajem i odcieniem mowy,
Choć nie jednako ubraliście piersi.
Lecz w sercach waszych jest takt jednakowy,
Który różnemi wypowiada tony:
„Bóg nasze prawo i nasz kraj rodzony!"

IV.

Gwarem, tętnieniem i szczękiem zbroicy
Z końca do końca rozlega się niwa.
Ów tłum ozdobny, ów tłum różnolicy
Pod elekcyjne okopy przybywa.
Zsiadają wszyscy, jako prawo każe,
Panowie z kolas, a rycerstwo z koni;
Przy województwa każdego sztandarze
Trąbka sygnały przepisane dzwoni;
Województwami idzie każde grono,
Kędy mu prawem miejsce wyznaczono.