Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/174

Ta strona została przepisana.

Otoczyła go Litwy gromada;
On słowami pięknemi
O niemieckiej swej ziemi
Troje dziwów Litwinom powiada.

Jaki tam lud wesoły,
Jakie piękne kościoły,
Jakie zamki, pałace i bramy,
Jakie świetne turnieje,
Jak tam rycerz krew leje,
Krusząc kopię za honor swej damy.

Stary Litwin się dąsa,
Kręci siwego wąsa.
Bo mu nie w smak niemieckie te brednie;
Lecz najstarszej dziewoi
Ten kraj w oczach już stoi.
Patrzy, słucha, kraśnieje, to blednie.

Zda się mowie oczami:
— Mnie to nęci i mami,
Nawet ojca-m porzucić gotowa!
Tak z krzyżackim siepaczem
A dziewczęciem prostaczem,
Poszła niema oczami rozmowa.

Nie wiem, co tam mówili,
Lecz o porannej chwili,
Kiedy słońce błysnęło nad rzeką,
Już jej w zamku nie było:
Wzięta wolą czy siłą,
Ujechała z Krzyżakiem daleko.

Dziad załamał swe dłonie,
Wysłał szybkie pogonie,
Lecz o zbiegach ni śladu, ni wieści.
— O! Perkunie, Perkunie!
Czemu grom twój nie runie,
Aby pomścić się mojej bezcześci?