Tatarowie pod Kleckiem.
Wiatr ciągle wieje od stron południa,
Przez Ukrainę i przez Polesie;
Z wiatrem zaraza wioski wyludnia,
Wiatr piorunowe obłoki niesie.
W piaskach i górach Litwy szczęśliwej,
Ponad miastami wicher się kręci,
Grady żną kłosy dojrzałej niwy
I szarpią kwiaty na sianożęci.
To nie wiatr wieje od stron południa,
Przez Ukrainę i przez Polesie,
To nie zaraza wioski wyludnia:
To Tatar nóż swój morderczy niesie.
W piaskach i górach Litwy szczęśliwej
To nie huragan szalony hasa:
Tatar pustoszy złociste niwy,
Tatar kwieciste łąki wypasa.
Ludzka się praca w niwecz obraca,
Krew chrześcijańska płynie jak fala,
Codzień a codzień smolna pochodnia
Insze słomiane dachy zapala.
Dalej a dalej chmura się wali,
Wiatr ją zaledwie wyprzedzić zdoła:
Gwizdnie na dachy biednego sioła,
Aby się ludzie w lasy chowali;
Gwizdnie, uderzy o baszty wieży,
Ażeby strzelbę miano w odwodzie,
Sygnał baczności da dla rycerzy,
A serce niewiast strachem przebodzie.
Daremna, wietrze, twoja usługa!
Zaledwie kmiotek przestrogę zgadnie,
Zaledwie woły wyprzęgnął z pługa,