Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/215

Ta strona została przepisana.

A więc mu zazdrość sercem nie miota.
I dziewic u nas serce dostojne, —
Choć o kochanka truchleje trwogą,
Nigdy nie rzekła: Nie jedź na wojnę,
Bo tam na wojnie zabić cię mogą!
Harcuje w polu młodzież pancerna,
Dziewice po niej tęsknią kryjomu;
Została modła i pamięć wierna,
I tam w obozie, i tutaj w domu.

IX.

Na dzielnych koniach, w błyszczącej stali,
Z iskrzącą bronią, z odwagą w oku,
Lidzkim gościńcem rycerstwo wali,
Na wpół przyćmione w pyłów obłoku.
Kniaź Michał Gliński z Wilna je wiedzie,
By w różne strony puścić gonitwy.
Chorego króla wiozą po przedzie:
Walczyć, lub umrzeć chce wpośród Litwy.
Porozsyłano królewskie wici
Do wszystkiej szlachty litewskiej rzeszy:
Kto jeno poczciw, niech oręż chwyci,
I na obronę ojczyzny spieszy.
Rosną chorągwie obrońców wiary,
Litwa brzmi echem wojennej nuty;
Gliński rozesłał swoje rajtary,
Aby tatarskie zbadać obroty.

X.

Od Nowogródka wieść niezbyt trwożna:
Zbiega się szlachta, blizcy, dalecy,
Pan Marcin Gasztold czyni, co można,
Gromi Tatara z murów fortecy.
Pan Iwan Tryzna i pan Niemira
Biją ich w polu, poza murami;
Illinicz mści się za klęski Mira,
Gdzie wyginęli bezbronni sami.
Radziwiłłowi Nieśwież spalili,