Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/248

Ta strona została przepisana.

Zachychotały dziewki chychotki.
Jaki to z wilka tanecznik słodki,
I jak mu kozi kołpak do twarzy,
Jak na weselu lis gospodarzy,
Jak tam pod wozem zajączek stęka, —
Aż do rozpuku śmieszna piosenka!
— A co? czy śmieszna? powiedzcie szczerze
Staruszek sam się za boki bierze;
Rad, że zabawił garstkę domową,
Zahuczał w żarna, pokiwał głową,
I chciał ich śmieszyć i śpiewać dalej.
Gdy trwożny okrzyk wszyscy wydali!
Wśród nocy, z okna tam od podwórza
Dwoje się z ciemna oczu wynurza,
Przez szybę błyszczy twarz jakaś dzika
I ryża broda, jak rozbójnika,
Rząd białych zębów świeci z pod wąsa,
A straszne widmo głową potrząsa.
— Kto tam?! — krzyknęli wszyscy strwożeni
I wyleciała młodzież do sieni.
Jeden pochwycił bardysz ze ściany,
Drugi swój topór grubo kowany,
Dziewki za starca tulą się z trwogą;
Lecz już na dworze niema nikogo,
Tylko posłyszał jeden z młodzieży,
Że ziemia tętni, jak gdy kto bieży;
Tylko zobaczył drugi z za drzewa,
Że widmo białym płaszczem powiewa,
Że się coś iskrzy nad jego głową,
Jakby nosiło czapkę stalową.
Starzec żartował z trwogi dziecięcej,
Ale już pieśni nie śpiewał więcej.
Na twarzy jego z dziwnym wyrazem
Strach i szyderstwo zbiegły się razem.
Lecz przerażenia nie dając znaku:
To wilk — powiadał — w kozim kołpaku!
............
1860. Wilno.