Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/264

Ta strona została przepisana.

Mnie to zawdzięczy cała gromadka.
Spłacze się ojciec, spłacze się matka;
Taka łza w sercu perłą powraca...
Toż moja książka!... toż moja praca!
Chciało mnie zrobić zachcenie wieszcze
Panem, ułanem i czemś tam jeszcze;
Ja, choć bić będę głową o ścianę,
Chłopem zostanę!
1862. Borejkowszczyzna.


TANDECIARZ.

W rogu ulicy, przy bramie,
Stoi z koszykiem Żyd stary;
Jak Icek w warszawskiej bramie
Zachwala swoje towary.
I nie przepuści nikogo,
Aż się na wrzeszczy do syta:
— Ja wszystko przedam niedrogo,
Niech tylko jegomość spyta!


Niech jasne państwo pozwoli
Obaczyć towar wszelaki:
Mydło, co bez brzytew goli,
Jak gdyby piśmiennik jaki;
Karty, co zmieniać się mogą.
To bardzo rzecz wyśmienita!
Och, ja przedaję niedrogo,
Niech tylko jegomość spyta.

Ot cybuch! bursztyn, jak jaje,
Nie włożyć w usta, tak duży;
Wnet jasnym panem się zdaje,
Kto tylko z niego zakurzy.
Można na szlachtę ubogą
Dym puścić, gdy się z nią wita.