Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/268

Ta strona została przepisana.

Świętosława zapał szczery
Ma u Boga zapłatę:
Widzeniami z wyższej sfery
Opromienia mu chatę.

∗             ∗

Baz, jak zwykle, przy kaganku
Pukał młotkiem przed świtem,
Dusza jego bez ustanku
Wirowała zachwytem.

A modlitwa szła radośnie
Do podnóża Jehowy:
Każde słowo w obraz rośnie,
Promienisty, tęczowy.

Wtem przez okno widzi rzesze
W uroczystym pochodzie:
Hufce konne, pułki piesze,
Pierwszych mężów w narodzie.

Strój uroczy oko dziwi
W pięknem gronie kobiecem, —
Z koszturami starcy siwi,
Dzieci z palmą i kwieciem.

Mąż wspaniały, z długą brodą,
Wiedzie orszak ludowy, —
Dwaj kapłani starca wiodą,
Uchyliwszy swe głowy.

Strój Biskupi go obłoczy,
Od brylantów i złota;
Zachwyceniem płoną oczy,
W ustach święta szczerota.

Kler młodzieży niezliczony
Śpiewa pieśnię „Hosanna!”
Cały Kraków bije w dzwony,
Płonie jutrznia poranna.