Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/285

Ta strona została skorygowana.
JANEK.

Dzień dobry, Hanno! droga w połowie,
A twego głosu nic nie rozbudzi.
Jakie ci chodzą dumki po głowie,
Że się odezwać nie chcesz do ludzi?

HANNA.

Dzień dobry, Janku! myśl gdzieś się błąka,
I do gadania chętka nie bierze,
Ja sobie słucham pieśni skowronka
I po cichutku mówię pacierze.

JANEK.

Co ten skowronek? lata nad zbożem,
Czyniąc w powietrzu jakieś igraszki.
Ty nam zaśpiewaj, my ci pomożem,
Ty, Hanno, lepiej śpiewasz niż ptaszki.

HANNA.

Śpiewać nie będę, — twoja pochwała
Do mego serca nic się nie wkradła.
Wszystkich piosenek jam zapomniała,
Poranna rosa na piersi spadła.

JANEK.

O, wiem ja dobrze, co ci się święci,
Czemu ci rosa na piersi spada!
Nie brakło piosnek twojej pamięci...
Kto inny prosi, ty śpiewasz rada.

HANNA.

Bój się ty Boga, dziwny człowiecze!
Rad, kiedy zręczność do kłótni zyska.
Lada dla żartu coś się wyrzecze,
Już zaraz gniewy i przymówiska.

JANEK.

Ktoby się gniewał? zgoda już, zgoda!
Przepędźmy z oczu drzemkę poranną.