Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/295

Ta strona została przepisana.

— Matko, jam młoda,
Rąk moich szkoda,
Szkoda na skwarze oblicza!
Źle szła robota,
Przeszkadza słota,
I moja dumka dziewicza.

RECITATIVO.

Niemasz, jak w lecie święta Niedziela,
Dzień odpoczynku, chwila wesela!
Gdy dzwon kościelny jutrznię wydzwoni,
I wiatr swobodniej hula po błoni,
I trzoda rankiem weselej ryczy,
I człek zapomni przeszłych goryczy;
Bo porankowych marzeń u ludzi
Wójt kołataniem w okno nie budzi.
Wolno ci, chłopcze, podniósłszy głowę,
Nie dbać na groźne miny wójtowe,
Wolno-ć się lubej słodko zalecie,
Wolno ci dziewczę głowę zakwiecić,
W świątecznej bieli wyglądać hożo,
Idąc w gromadce na służbę Bożą.
A cóż w kościele? aż spojrzeć pięknie,
Gdy przed obrazem gromada klęknie
I uszanuje Twe rany, Chryste!
Spojrzy w oblicze Matki przeczyste;
Przy biciu dzwonów śpiewając pieśnie,
Dusza ożyje i serce wskrześnie,
I tak umocni modlitwa święta,
Że żadnych cierpień człek nie pamięta.
Tylko wieczorem idąc z kościoła,
Kiedy dźwięk skrzypiec w gospodę woła,
I miód niedzielny myśli rozmarzy,
Starzy biadają — zwyczajnie starzy,
Oto w gospodzie gwar, zalecanka,
Młodzież się raźno zwija wśród tanka;