Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/313

Ta strona została przepisana.
HENRYK.

O lube ty dziecię!
Tobie trzeba dostatku i szczęścia na świecie,
Twoja myśl taka czysta, dusza tak niewinna,
Samem szczęściem na ziemi oddychać powinna,
A ja cóż ci dać mogę?

MARYA.

Czegóż trzeba jeszcze?
Dasz mi serce wzajemne, dasz mi imię wieszcze,
Toż nam duszę zapełni, próżność zadowolili.
Będziemy sobie razem weseli, swawolni,
Poprzestaniem na chlebie i na nizkiej strzesie.

HENRYK.

Ja nie mam własnej strzechy.

MARYA.

To kup chatkę w lesie.
Małą, z nizkiemi okny, otoczoną sosną.
Wkoło skopiem ogródek... tam kwiatki wyrosną;
Zaprowadzam rój pszczółek w gospodarstwo nasze,
Potem parę gołębi wpuścim na poddasze;
Kupimy parę krówek — toć będzie mleko;
A w rzece, co za domem płynie niedaleko.
Pluchotac będą rybki, pływać ptactwo wodne.
Czyż jeszcze takie życie niedosyc wygodne?
Wszak my cichej natury wychowańcy prości;
Czy nam światu zazdrościć? — niech świat nam zazdrości.

HENRYK.

Lecz dola twoja świetna — rodzina zamożna...

MARYA.

Czyż dostatków na szczęście zamienić nie można?
A czyż jest większe szczęście nad ustronną ścianę,
Gdzie płynie jedno życie w dwoje serc rozlane?
Wkoło piękna natura, co nam oko bawi,
Nad nami dobry Pan Bóg, co nas błogosławi.
Słuchaj mię... w takiem życiu myślami i duszą,