Mierność... nawet ubóstwo... koniecznie być muszą;
Będzie więcej uroku, popędu do pracy,
Serca nam nie potoczą lenistwa robacy,
Żwawo krzątać się będziem o wzajemnej doli,
Jedno będzie bolało, gdy drugie zaboli,
Jedno cieszyć się będzie drugiego weselem,
I wzajem sobie drogę kwiatami uścielem,
Tysiącznemi drobiazgi — wzajemną przysługą...
Obaczysz... będziem młodzi na długo, na długo!
Marzę: ze snu raniutko wstajemy oboje,
Ja ci kwiatki podleję i krówkę wydoję,
Nazbieram słodkich malin i poziomek w lesie,
Ty sobie będziesz pisał, co ci myśl przyniesie.
Albo pójdę ze strzelbą w majową pogodę.
Przyniesiesz mi jarząbka, albo sarnię młode,
A ja cię wyjdę spotkać... gdzieś... aż na rozdroże.
A ja ci za to ładną piosenkę ułożę.
I zjemy smaczny obiad.
I siądziem pod brzozą.
A ty mi coś przeczytasz wierszami lub prozą.
A ty weźmiesz rysunek lub ręczną robotę.
Czasem z polnych stokroci wianek ci uplotę.
Czasem ja pójdę z sochą.