Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/317

Ta strona została przepisana.
MARYA.

Miesiąc... jakież to szczęście wabi mię z daleka!
Bądź zdrów — bądź zdrów, mój luby! bo mię ojciec czeka.




USTĘP TRZECI.

(Mieszkanie Henryka).



HENRYK, PAN SĘDZIA PŁODOZMIAN

P. SĘDZIA (wchodząc pogląda na Henryka, mówiąc do siebie).

Twarz ma pełną prostoty... lubię takie twarze.

(Do Henryka, kłaniając się:)

Czy tu mieszka pan Henryk?

HENRYK.

Co mi pan rozkaże?

SĘDZIA (zawsze z ukłonem).

Przepraszam... nie przeszkadzam... do nóżek się ścielę...
Jestem sędzia Płodozmian... słyszałem tak wiele,
Tak wiele chlubnych rzeczy o pańskiej osobie,
Że cieszę się serdecznie i winszuję sobie
Przyjemności poznania.

HENRYK.

A niechże pan siada.

SĘDZIA (siadając z ukłonami).

Spotyka mię w tej chwili przyjemność nielada:
Wyczytałem w gazecie, w numerku ze środy,
Że pan szukasz nabycia wioskowej zagrody,
Majątku w stronie leśnej.

HENRYK.

Majątku? broń Boże!
Po prostu chatki w lesie, — dwa morgi na zboże,
Parę ułów na pszczoły i kawał ogródka.