Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/342

Ta strona została przepisana.

Zebrałem trochę rydzów na borowym mszarze,
Jak zmówić pięć pacierzy, zaraz je usmażę.
Idź pan powoli lasem, a ja skoczę dołem.

(Odchodzi spiesznie).

HENRYK.

Życie czynu!... Ty, Maryo, bądź moim aniołem!
Twym natchnieniom winienem tej chaty nabycie!
Pocznę myślą o tobie odrodzone życie,
Pocznę żyć w mojej chatce, jakby w ojcowiźnie,
Pocznę wspierać, pocieszać, nauczać me bliźnie,
A tak i dolę własną, i drugich osłodzę...
Święty duchu natchnienia, wspieraj mię na drodze!




USTĘP DRUGI.

(Rzecz w restauracyi).



MARSZAŁEK (przeglądając kartę potraw).

O dzisiejszym obiedzie dobrą mam otuchę.

(Do służącego):

Dasz nam chłodnik... potrawkę, jeśli mięso kruche,
A na trzecie...

(Zamyśla się).

Bekasa...

SĘDZIA.

Ale przed bekasem.
Pan marszałek staruszki wypije tymczasem.
Chłopcze, daj staruszeczki!

MARSZAŁEK.

Prędko przynoś jadło.

SĘDZIA.

A widzi pan marszałek, jak dobrze wypiło,
Że dzisiaj kropnął deszczyk — toć dróżka nie kurzy.