Marszałku dobrodzieju! niedyskretnie może,
Gdy się spytam... tak sobie... przez ciekawość marną:
Czy w gronie tych młodzików, co się zewsząd garną,
Upatrzyłeś już kogo... tak sobie... z daleka?...
Uważałem przed rokiem młodego człowieka,
Który ją szczerze kochał — prawda, człek ubogi...
A jakaż ewikcyjka?...
Poczekaj, mój drogi!
Z dobrem sercem...
To mniejsza — ciekawość mię drażni...
Nieboszczyk jego ojciec był ze mną w przyjaźni;
Biedak, wkońcu podupadł, to się wszystkim zdarza...
Ale jakie miał wina!... jakiego kucharza!
To, powiadam ci, rozkosz nad wszelkie wyrazy!...
Bywało, zrazy dają... a ja lubię zrazy...
Tylko, sędzio... uważasz, jam kapryśnik stary:
Sos powinien być wonny i pieprzny do miary, —
Nie dodawać doń octu — tego nienawidzę;
Lecz za to ujdą trufle, albo świeże rydze,
Dobrze podsmaż cebulkę... to choć zaproś króla!
O! dla mnie to przysmaczek, smażona cebula!
Lecz ten pan, co o rączkę twej córki się stara?...
Poczciwy, lecz ubogi...
To nierówna para.
Syn mego przyjaciela...