Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/357

Ta strona została przepisana.
TRZASKA.

Otóż widzisz ... odpowiedź, jak z rękawa, sypie.
A kto wspiera cichaczem wdowę po Filipie?
Mów szczerze... bez kręcielstwa.

MATEUSZ.

At, Bóg wie, co plecie!
Niema co takich rzeczy roztrąbiać po świecie.
W Piśmie świętem kazano nieść pomoc dla braci,
Ten, co w skrytości widzi, w skrytości zapłaci;
Ot dajmy lepiej pokój drażliwej rozmowie...

(Przepijając gorzałkę):

W ręce jegomościne!

TRZASKA (z ukłonem).

Daj Boże na zdrowie!

(Przyjmując nalany kielich) :

Setne lata waszmości!

(Pije).

Ot widzisz, że tęga !
Aż orzeźwia żołądek, aż serca dosięga!
A to co? Otóż widzisz, rzodkiewka i masło...

(Zajadając):

Lubię... lubię i chowam wdzięczność niewygasłą
Za gościnne przyjęcie — miła dla was praca...
Gdzież, panie Mateuszu, twój pan się obraca?

MATEUSZ (zajadając).

Z rana konno gdzieś czmychnął.

TRZASKA.

To nie bez kozery.
Przysiągłbym — otóż widzisz — jak dwa a dwa cztery,
Że się po to sam jeden wymyka z ukradka,
Iż dobrego uczynku nie chciałby mieć świadka;
On się dobrych uczynków tak wstydzi, jak grzechu...

MATEUSZ.

Co tam... dobrych uczynków — prosto dla pospiechu.
Bo to ważny i moment zyskany na czasie