Miałem tu z pańskiej wioski ludzi na robocie;
Jakem tylko powiedział — a święty Antoni!
Jak się zerwą z przestrachu, jakby na sto koni,
Polecieli do mostku bez czapek i boso,
I pewnie pański powóz na rękach wyniosą.
Znam ten lud — u nich ręce do pracy olbrzymie...
Dziękuję, staruszeczku! a jak ci na imię?
Dzięki Bogu, Mateusz.
A, to dzięki Bogu!
Co za szczęście, żem trafił do waszego progu!
Myślałem, że już w błotku zanocuję sobie.
A twój pan?
Niema w domu.
Słyszę, po chorobie?
Miał nerwową gorączkę...
Gorączka nerwowa!
Ale zdrów, dzięki Bogu? Niech go Bóg zachowa!
To wyborniutki człowiek, tylko smutny nieco.
A jaki dobry sąsiad — to szukaj ze świecą!
Człowieka nie pokrzywdzi, jeszcze zapomoże;
Nie tak, jak u nas dawniej.
A! to szczęść mu Boże!
A wyborny gospodarz, choć świeżutkiej daty.
Widzę... musi tu zbierać grosiwko z intraty,