Mój marszałku!...
Mój sędzio! póki do granicy,
Powiedziałbyś, że żyją jacyś ludzie dzicy:
Nie wyporządzić mostu! — fi! aż słuchać zgroza!
Trzeba powóz dobywać z pomocą powroza.
Na groblach koło skrzypi, zarzyna się, śliźnie,
Sądziłby cudzoziemiec, że jest w Tatarszczyźnie...
Toż przecie nasza Litwa niby Europa!
Ot widzisz, proszę pana — bo to ręce chłopa
Pan sędzia do pilniejszej roboty obraca:
Naprawiać groble, mosty, nieintratna praca.
To most pana sędziego — na bagnistej łące
Nieraz tam kark kręciłem, pędzając zające...
Koń leci... otóż widzisz — potknie się i pada,
Że posłałbym dziedzica do kroć set tysięcy!
Ale jakoś mi Pan Bóg cierpliwość dodawa...
Co insza pan Płodoizmian, co insza pan Trzaska.
Jakto, sędzio! ten mostek czyż na twojej ziemi?
Marszałku dobrodzieju! sprawami różnemi
Człek zawsze zatrudniony po uszy, po szyję.
Nie zajrzy do wioseczki — a tu mostek gnije,
A grobelka opada...
No! mniejsza z tym mostem!
Lecz dziś nie Wielki Piątek, a ja jestem z postem.