Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/373

Ta strona została przepisana.

W taktach ludzkiego serca tak różne są tony,
Jak w muzyce, pod jeden akkord niespojonej;
Lecz chwilkę się wsłuchawszy, odgadnąć nie trudno,
Że z tych niesfornych tonów Bóg składa pieśń cudną.

MARYA.

Ale trudno dosłyszeć, jak ludziom gra — dusza;
Bo każdy bicie serca umyślnie — zagłusza,
Aby go nie słyszeli.

HENRYK (z westchnieniem).

Jam z miasta tak dawno!
Zapomniałem, czy skrycie, czy serca drżą jawno;
Lecz tutaj... myślą głośno... marzą, jak na jawie...
Po prostu, a serdecznie...

MARYA (siląc się na ironię).

Za to nieciekawie.
Piękna sielska prostota... ale nieco dzika...

HENRYK.

Jest piękno i w dzikości, kto bacznie przenika.
Tu pod nieokrzesanym dębowym konarem,
Nieokrzesana ludzkość żyje ładem starym:
Modli się po kaplicach, albo u cmentarzy,
Lecz w jej prostych pacierzach skra wiary się żarzy;
Śpiewa prostych piosenek chropowate słowa,
Ale w starej piosence całą duszę chowa;
Praca czerni i marszczy ich czoła i ręce,
Ale w sercach hartuje uczucia dziecięce.
Tutaj nie zna przymusu ich mowa, ich oko:
Gdy śmieją się, to hucznie — płaczą, to szeroko;
A gdy podadzą rękę, to pewno już szczerze...

MARYA (z lekkim przekąsem).

Pan dobrze lud poznałeś, a więc panu wierzę...
I musi pan nic a nic nie żałować świata,

Kiedy się z nowem życiem tak serdecznie brata.
(Z ukrytym niepokojem targa wstążkę).