Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/399

Ta strona została przepisana.

A jednak, on w tych myślach zanadto ugrzęzły,
Zerwał inne ze światem łączące go węzły:
Na świetnym dworze króla, sławny i bogaty,

Może już nie pamięta, co kochał przed laty.
(Głośno):
A jakże tam w Krakowie wasz czas przepędzacie?
STANISŁAW.

Przy pracy, lub na służbie w królewskiej komnacie...
A kiedy się unużę pracą nieustanną,
Idę za miasto dumać... dumać o was, Hanno!
A wy, czy choć niekiedy o mnie przypomnicie?

HANNA.

O panie Stanisławie! u nas insze życie:
Tu niema świetnych zabaw, jak u dworu bywa,
Tutaj trąba bojowa dumań nie przerywa.
Wiejska cisza, modlitwa i piękna przyroda
Żadnej do roztargnienia zręczności nie poda;
Kółko jednych przedmiotów ciągle nas oplata,
Jednemi wspomnieniami żyjem długie lata,
A kiedy smutno sercu i łza w oczach stoi,
To wspomnienie przychodzi i smutek ukoi.
Miło nam noc bezsenną przemarzyć w ukryciu,
I długo śnić na jawie o dawniejszem życiu...

STANISŁAW.

Hanno! wy moje szczęście spełniacie w tej dobie...
Jednaka nas tęsknota ciągnęła ku sobie:
Kiedy byliśmy całym rozdzieleni krajem,
Myśli nasze ku sobie zbiegały się wzajem...
Więc Hanno!... jeśli wola, gdy serce bez zmiany,

Odnówmy naszych wspomnień ciąg niezapomniany!
(Z zapałem biorąc jej rękę):
Dajcie mi waszą rękę, i dzisiaj, w tej chwali.

Zamieńmy w rzeczywistość to, cośmy marzyli!...