Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/414

Ta strona została przepisana.
WĄTORSKI (z boleścią).

Głupota! głupota!
Ta pycha rodowita, co nam serca miota!
Umiemy się przechwalać naszemi pradziady,
A gdy bronić ich trzeba, to nie damy rady ...
Bo pytam: jak rodzinnych zaszczytów dochowa
Rozleniwiała ręka, niedołężna głowa?
Któryż najlichszy ptaszek nie umie przez pracę
Naprawić swego gniazdka, gdy burza skołace?
Jestże najlichszy kmiotek z najlichszego sioła,
Co strzechy swego ojca podtrzymać nie zdoła?...
A syn wielkiego rodu, krajowe bożyszcze,
Umie tylko boleśnie poglądać na zgliszcze,
I byle jaki piorun, byle chmurka błaha,
Do swej niedołężności przyznać się nie waha...
Poco było mi czekać na losy łaskawsze?
Dlaczego zasług przodków nie odświeżać zawsze?...
Patrzcie! jak się orężem, i piórem, i głową
Wznosi pozioma szlachta na świetność dziejową!
Kiedy mnie ani oręż, ani praca czoła
Kilku nikczemnych groszy pozyskać nie zdoła!
Bo w mych leniwych piersiach rozmiękniał hart ducha.
Głowa odwykła myśleć, a pióro nie słucha.
Mnie od pieluch wmawiali, żem dostojne dziecię,
Że bez pracy, bez nauk, znajdę cześć na świecie...
Dzisiaj, gdym niedołężny, gdy mię hańba czeka...
Przeklęctwo, kto magnata odróżnił od człeka!...

HANNA.

Uspokój się, mój ojcze!...

BALTAZAR.

Uspokój się, panie!

HANNA.

Porzućmy to zamczysko — to brzydkie wygnanie;
Wrócim w nasz skromny dworek, jakże będziem radzi!

WĄTORSKI.

A tarcza herbów naszych młotem się zagładzi!
Ja tego nie przeżyję, bo to nazbyt podle...