Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/418

Ta strona została przepisana.
(Dumnie):
A swojem poniżeniem — to płacić za drogo...

Bo w płomieni zamniemaniu, wy — szlacheckie dziecię,
Może nazbyt wysokiej nagrody zechcecie,
A czyniąc dla nas łaskę, zapomnieć gotowi,
Żeśmy równi Tęczyńskim, lub Radziwiłłowi...
Przysługa swoją drogą, a krew swoją drogą:
Wątorscy z herbem Równia łączyć się nie mogą.
Szacuję cię, młodzieńcze! lecz tego za mało.
Dałeś twoim nadziejom przestrzeń wybujałą:
Córka moja, do której podnosiłeś oczy,
Nowym kiedyś promieniem dom przodków otoczy...
Wierz mi, niech każdy żyje we własnym zakresie.
Kto z nami chce się równać, niech się do nas wzniesie.

STANISŁAW.

Jakże się wznieść aż do was? jak te przebyć tamy?

WĄTORSKI.

Drogą zasług posiadać, co my posiadamy,
Mieć przodków piękny poczet, świetną herbu postać,
Albo, co lepsza jeszcze, protoplastą zostać.
Bom przed chwilą inaczej, dziś wierzę inaczej:
Że ród świetny bez zasług jeszcze mało znaczy,
Najświetniejsze rodziny gdy karleją w tłumie;
Kto posiada zaszczyty, niech bronić ich umie.
Bo czy posiada zaniki, czy wiejskie zacisze...



SCENA DZIEWIĄTA.
CIŻ i BALTAZAR.

BALTAZAR (podając list).

Oto list od kanclerza.

WĄTORSKI.

Do mnie kanclerz pisze?

Kanclerz wie, że ja żyję? skądże wie... w tej chwili?
(Patrzy na kopertę).