Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/438

Ta strona została przepisana.

On cię umocni, — nie lękaj się kata,
Przyjmij, jak bracia, śmierć z wesołą twarzą!
Pójdziesz po mękach do lepszego świata,
Kędy praw Pańskich łamać ci nie każą, —
Syn jej wysłuchał i do zbirów rzecze:
Mnie Antyocha nie złamie obawa;
Wiedźcie mię raczej pod topór i miecze,
Niżbym miał złamać Mojżeszowe prawa.

(Przestaje czytać).
ZYGMUNT.

Lubię, gdy matka Pismo święte czyta,
Lub Męczenników za wiarę żywoty,
Gdzie święty człowiek o nic się nie pyta.
Oddając życie dla Boga i cnoty.
Jego naprzykład na tortury wleką,
Szarpią mu ciało, pochwyciwszy w kleszcze;
Lecz on, Chrystusa widząc niedaleko,
Wpośród męczarni uśmiecha się jeszcze.
Gdy tego słucham, coś na sercu milej!
Ot, myślę sobie — czy uwierzysz, mamo?
Dziś gdyby ludzi za prawdę męczyli,
Jabym się zgodził umęczyć tak samo!

KARLIŃSKA.
Każdy powinien ofiarować życie,

Gdy Bóg na niego krzyż męczeństwa zsyła.

ZYGMUNT.
Gdyby mnie, matko, wlekli na zabicie,

Tybyś zapewne pobłogosławiła,

KARLIŃSKA.

Skąd ci to przyszło?... och! ja nie wiem sama!
Lecz dzisiaj jestem spokojna w tym względzie:
Pan Bóg ofiarą krwawą Abrahama
Słabej niewiasty doświadczać nie będzie.
Rycerskich matek wiekuista chwała
Dobrze mi znana z powieści i z dziejów;