Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/450

Ta strona została przepisana.

Idź, drogi synu! idź w Bożej opiece!
Ja krew przeleję, ja łzy będę ronić, -
Trafię do króla... dla mnie wszystko jedno,
Czy Maksymilian, czy Zygmunt się zowie...
A król nad matką zlituje się biedną,
Was na tortury osądzi, panowie!
Poczekaj, synu! pokrzep się nadzieją!
Ja w ślad za tobą polecę, jak strzała!...
Ratujcie, ludzie!... nogi mi się chwieją..
Synu mój, synu!...

(Upada zemdlona).

STADNICKI.|w=90%}}Wszak ona zemdlała.
Wpiłem w jej serce pazury tygrysie.
Ratunku! wody, pachołcy przynoście!...
Panie Karliński! ani waści śni się,
Jacy w twym domu gospodarzą goście.



AKT DRUGI.


SCENA PIERWSZA.

(Namiot żołnierski, w środku długi stół, przy nim kilku szlachty purpuharach, jeden szlachcic przy świetle czyta list. — Milczenie).
PIERWSZY SZLACHCIC (do tego, który czyta).
Co słychać w Litwie? Co słychać w Koronie?

Wy macie listy, to wy wszystko wiecie.
Prędkoż Szwedzika osadzą na tronie,
Maksymiliana wymiótłszy jak śmiecie?

(Śmieje się).
SZLACHCIC (kładąc: list).
To list po prostu od żony i dzieci,

Niech sobie w Polsce kto chce berłem włada,
Czy Maksymilian, czy to Zygmunt Trzeci, — -
U mnie zarazą obora wypada.
Rzucajcie sobie rodzicielskie wioski,