Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/451

Ta strona została przepisana.

Wola każdemu z miłościwych braci;
A mnie Zamojski, ani pan Zborowski
Za moje straty grosza nie zapłaci.
Wracam do domu!

DRUGI SZLACHCIC.

Ho! ho! jaki szparki!
Szkoda, że za to więzienie i kula!

TRZECI SZLACHCIC.
Jemu tak pilno do swej gospodarki,

Gdy do stolicy wprowadzamy króla.

PIERWSZY SZLACHCIC.
Jakiego króla?
TRZECI SZLACHCIC.

Wszak byłeś na sejmie,
Na którym obran Maksymilian Pierwszy?

PIERWSZY SZLACHCIC.
Kłaniam się waściom, kłaniam się uprzejmie!

Ja od was wszystkich będę trochę szczerszy.

(Staje wsparty oburącz na szabli).
Czy wam, panowie, doprawdy się zdawa,

Żeście obrali Maksymiliana?
Czy wedle ustaw powszechnego prawa
Stanowi naród garstka zbuntowana?

(Szlachta się oburza).
Nie kręćcie wąsów, a powiedzcie szczerze:

Mybyśmy wszyscy stali przy Zygmuncie,
Lecz jeden jurgielt od Stadnickich bierze,
A drugi mieszka na Zborowskich gruncie;
Tego Czarnkowski przynęcił nadzieją,
Temu kniaź Pruński przyrzekł swą pokrewną.
Myślimy, bracia, o wszystkiem koleją,
Ale o Niemcu, że najmniej, to pewno!
I nikt zaiste nie wierzy w swej duszy,
By się utrzymał nasz elekt na tronie.