Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/464

Ta strona została przepisana.
LICHTENSTERN
Podwoić siły!
CZACHROWSKI.

Straciłem ich dużo,
Ale mi żadne nie wiodły się plany;
Stracili serce ci, co ze mną służą,
Szlachta iść nie chce...

LICHTENSTERN.

To szlachtę w kajdany!

ZBOROWSKI.
Niech na to Wasza Ekscelencya zważa,

Że prawo nasze więzić nas zabrania.

GÓRKA.
A taka mowa to szlachtę obraża,

Gdy nam w jej sercach trzeba przywiązania.

LICHTENSTERN.
Radźcież, co począć?
(Panowie polscy otaczają Lichtensterna, toczy się cicha narada. —

Czachrowski przechodzi na przód sceny).
(Wchodzi szlachcic, który był posłany do Olsztyna).

CZACHROWSKI.

Z czem powracasz wasze?
Z różdżką oliwy, czy z kością niezgody?

SZLACHCIC.
Stary Karliński gróźb się nie przestrasza,

W swoim zapale trwa jeszcze, jak młody.
— Zamku nie wydam! — rzekł do mnie z zapałem —
A z synem czyńcie, jako wam się zdawa...
Pierwej niż ojcem Polakiem zostałem —
Starsze ojczyzny niż ojcostwa prawa.

CZACHROWSKI.
Przeklęty upór!
SZLACHCIC.

A z armat wystrzeli.
Jak tylko słońce poranne zaświeci.