Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/467

Ta strona została przepisana.
AKT TRZECI.


(Wnętrze bastyonu. — W strzelnicach działa, których tylko zapały dają się widzieć. — Ściana przystrojona w chorągwie).

SCENA PIERWSZA.

KARLIŃSKA i KARLIŃSKI.

KARLIŃSKA (z rozpaczą).
Cóż teraz czynić!?
KARLIŃSKI.

Póki nie wyświta,
Trudno coś począć... Odwaga! odwaga!
Muszę tak czynić, jak Rzeczpospolita
Po swoich wiernych obrońcach wymaga.
Trzeba jej służyć najwierniej, najprościej,
I siłą ducha, i ramienia siłą;
Na świętej drodze naszych powinności
Nie można czynić jako sercu miło!
Aby tych zbójców prześcignąć na drodze,
Posłałem odsiecz we dwadzieścia koni:
Lecz z Czechrowskiego pisania dochodzę,
Że pospieszyli umknąć od pogoni.
Zygmunt w obozie, w nieprzyjaciół mocy,
Ale tymczasem nie zginie w niewoli.
Rankiem wypadnę jak kamieniem z procy,
Odbiorę dziecko, jeśli Bóg dozwoli.
Ale nie oddam i nie przefrymarczę
Murów tej twierdzy za krew mego syna:
Znam mą powinność...



SCENA DRUGA.
CIŻ i BIENIASZ.

KARLIŃSKI (do Bieniasza).

Co mi powiesz, starcze?