Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/472

Ta strona została przepisana.
KARLIŃSKA.

Toć zostań rycerzem;
Przebacz, żeni śmiała kusie cię potrosze.
Więc po rycersku nasze wojsko zbierzem,
Uderzym zaraz — lecz to zaraz, proszę!
Pozwól, ja sama przy tobie pojadę,
Na własne ręce odbiorę pacholę...

KARLIŃSKI.
Teraz już nie czas... trudno dać im radę;

Patrz, jakie wojsko zalega ich pole!
My teraz na nich napadać nie możem;
Musim się bronić, bo oni napadną.

KARLIŃSKA.
Każdem mię słowem przeszywasz, jak nożem,

Nie dajesz prośbą zwyciężyć się żadną...
Więc ja mam czekać, aż nadejdą wieści,
Że już Zygmunta ścięły ich pałasze?...
Och! Bóg dał siłę słabości niewieściej;
Naszym orężem — bolesne łzy nasze.
Pójdę do wrogów i czołem uderzę,
Łzami ich serca do litości wzruszę:
I oni zbrojni, i oni rycerze,
Ale od ciebie czulszą mają duszę!
Starcze, wojenną wypieszczony chwałą!
Lękasz się we śnie wyrzutów za zdradę, —
Cóż gdy przed tobą będzie widmo stało
Twojego syna, skrwawione i blade?
Gdy w dzień i w nocy głos twojego serca
Będzie wyrzucał, żeś postąpił dumnie?
Czyż sen spokojny będzie miał morderca,
I tu na ziemi, i w grobowej trumnie?

KARLIŃSKI.
Doroto moja! takaż mię zniewaga

Miała z ust twoich dotknąć na ostatek?
Wódz rozkazuje — małżonek cię błaga,
Bądź godną mężnych chrześcijańskich matek!