Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/473

Ta strona została przepisana.

Trudna ofiara, gdy Pan przynieść każe,
Co najdroższego mieliśmy na świecie...
Odejdź, Doroto... pomyślę, rozważę...
Łza mi się kręci — ja kocham to dziecię!...

KARLIŃSKA (z radością).
Łza !... kochasz dziecię!... O dzięki Ci, Boże,

Żeś zmiękczył serce niezłomne, jak skała!
Pozwól mi, mężu, ja okno otworzę,
Ot tu na ścianie jest chorągiew biała!
Wywieś ją z okna — to jest znak poddania...
Wszakbyś nie zdołał obronić zamczyska!
Ich taka siła coraz się odsłania...
Boże! za chwilę Zygmunt nas uściska!
Prędzejże, prędzej!...

KARLIŃSKI.

Wstrzymaj się, niewiasto!
Bądź dobrej myśli... a odejdź na chwilę.

(Karlińska uradowana odchodzi).


SCENA CZWARTA.
KARLIŃSKI, potem BIENIASZ.

KARLIŃSKI.
Mam poddać zamek?... ja mam poddać miasto?

Wróg w samej rzeczy wzmaga się na sile.
Długo nie wytrwać... szturmem nas przemogą
Król mi przebaczy... i syna ocalę...
Lecz oddać zamek z tak liczną załogą,
Kiedy zapasów nie braknie nam wcale.
Żołnierz na duchu jeszcze nie upada...
Och! ja drżę wszystek — kręci mi się w głowie
Hej!

(Do Bieniasza):

Niech się zbierze wojenna narada.
I pan Pieniążek, i dwaj chorążowie;
Czekam ich tutaj.