Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/477

Ta strona została przepisana.
CZACHROWSKI (biorąc go za rękę).

To ja, druh twój stary.
Choć dziś w obozie twoich wrogów służę.
Bóg losy krajów zapisał już w górze.
Czy Maksymilian, czy Zygmunt król będzie,
My tego grzeszni rozwiązać niegodni.
Ja, starą przyjaźń mający na względzie,
Przybiegłem tutaj wstrzymać cię od zbrodni.
Patrzaj, Karliński! tam chorągiew wieje,
A przed chorągwią widzisz punkt ten biały?
To Lichtensterna wojenne nadzieje.
To syna twego niosą na wystrzały!
Strzelaj, gdy możesz!...

KARLIŃSKI.

Jakto? mego syna!

CZACHROWSKI.
Widzisz punkt biały, ot tu, przy opoce?

Kula, nim nasze hufce poprzerzyna,
Twojemu dziecku piersi pogruchoce!
Wódz rakuszański chciał go mieć za tarczę
Swojego życia, przy szturmie wśród kuli...
Wpadłem cię ostrzedz — teraz strzelaj, starcze!...

PUSZKARZ (rzucając lont).
Panie! twe serce niechaj się rozczuli!
PIENIĄŻEK.
Wodzu! kraj takiej próby nie wymaga!
CZACHROWSKI.
Bracie mój dawny, miej litość nad sobą!
PIENIĄŻEK.
Oddaj im zamek!
(Słychać trąby).
KARLIŃSKI.

Odwaga! odwaga!...
Panie! zbyt ciężką dotknąłeś mię próbą!
Łzy płyną z oczu... drży serce — drży ręka...