Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/479

Ta strona została przepisana.
KARLIŃSKI.
Dzięki Ci Boże! nie zadrżała ręka.

Musiałem trafić — o! musiałem, ręczę:
Cios tu się odbił!...

(Wskazuje ku sercu).

Tak mi serce pęka!...
A ja sądziłem, że to łatwiej pono
Sprawić się z serca uczuciem rodzimem ...
Panie Pieniążek, czy dobrze trafiono?

PIENIĄŻEK (patrząc w strzelnicę).
Ja nic nie widzę za armatnim dymem.
(Słychać z daleka głuche wystrzały. Wszyscy cisną się do okna).
KARLIŃSKI.
Drżą ręce — nogi trzęsą się pode mną...

Serce tak bije — rozpada się z bólu —
Głowa się kręci — a w źrenicach ciemno...

(Usiada).
Panie Pieniążek, co tam widzisz w polu?
PIENIĄŻEK (zawsze w oknie głosem uroczystym).
Już się spełniło...
(Chwila milczenia).
JEDEN Z PUSZKARZÓW.

Już Niemca odparto.
Pierzchają zewsząd... szeregi popsuli...
Trupy, jak pomost... a nasz panicz z Martą
Padli zabici odłamkami kuli!...

KARLIŃSKI.
Śpij, drogie dziecię!... niedługo, niedługo...

Przyjdę przebłagać twą męczeńską duszę...
Ale kraj jeszcze czeka mię z posługą:
Ja powinienem... ja żyć jeszcze muszę.

BIENIASZ (wchodząc).
Niemcy uciekli; wódz ich ciężko ranny,

Nasz panicz poległ, jak podcięty kosą.