Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/486

Ta strona została przepisana.
SCENA DRUGA.

(CIŻ i SZLOMA (wchodzi z ukłonem).

SZLOMA.
Wojna? kogo i za co?
SĘDZIA (uroczyście).

Ba! zgadnij że za co!
Włosi zdobyli Alger, Ibrahim ladaco
Idzie wojować Turki, Francuzy, Hiszpany;
Lecz w gazecie, uważasz, inszy obrót dany:
Niby tak, niby owak... przypuszczenia, wnioski...
Jak wiesz, pod allegoryą pisze Marcinowski;
Lecz kto ma zdrowe oczy, jasno prawdę widzi.

SZLOMA.
Pan to lepiej rozumie niż my, biedni Żydzi.

My sobie handlujemy — wojna rzecz nie nasza.
Póki Ibrahim pasza wystrzeli z pałasza,
Ja chciałbym choć trzy grosze zyskać na arendzie;
A tu gwałty! rozbójstwa! co i z tego będzie?!

SĘDZIA.
Cóż się stało?
SZLOMA.

No! Janek!!

SĘDZIA.

Nudzić mię poczynasz!
Czego chcesz? jaki Janek?

SZLOMA.

Jaki Janek? — młynarz!
Sam nie chodzi do karczmy, powiada, że pości,
I jeszcze całą wioskę naucza trzeźwości,
Buntuje całą wioskę, buntuje i kwita!
Czy wierzy pan dobrodziej?

(Tajemniczo do ucha sędziego):

Nawet książki czyta!
Kiedy jeździł z transportem do pszenicy mojej,
Przywiózł książki i z Wilna — aj gwałt, co tam stoi!