Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/487

Ta strona została przepisana.

No! że Żyd wkrótce chłopa do szczętu wysuszy,
No! Pijak w Niedzielę ciężki grzech dla duszy,
No kiedy dzień powszedni, to trzeba do pracy
No! ze pijąc na kredyt, to będą żebracy!
I mało czego jeszcze! buntuje widocznie!
Bolą uszy słuchając, kiedy czytać pocznie.
Na co jemu czytanie? i z tego czytania
On jeszcze wszystkich ludzi z karczmy porozgania.
Co to jest!!

SĘDZIA (chodząc niespokojny).

Prawdę mówisz! masz słuszność, mój Szlomo!
Gdy chłop porozumnieje, wtedy już wiadomo:
Nie pójdzie na pańszczyznę.

SZLOMA.

Nie pójdzie do szynku.

SĘDZIA.
Czytanie!... jak sto batów weźmie w upominku

To się czytać oduczy, a z nim cała wioska
Chce być mędrszym ode mnie! a to kara Boska!
To już skończenie świata!!

STEFAN.

Nie to jutrznia świata.
Duch Boży sam do chatek wieśniaczych kołata,
Wykluwa się ze skorup gołąbek skrzydlaty
I siedmiu promieniami niebieskiej oświaty
Jak ojcowskiem objęciem, otuli, opasze
pogardzonych nędzarzy chróściane szałasze.
Dzięki Ci, dobry Boże! ta chwila już blizko
Twój palec nam wskazuje nasze stanowisko;
Bądźmy wierni wezwaniu!

(Sędzia i Szloma patrzą na niego z podziwieniem).
SZLOMA.

Gwałt! co panicz gada!

SĘDZIA.
Co asan takie rzeczy?... słuchać nie wypada...

Łatwo w kłopot, a kłopot sakiewkę wycieńczy...