Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/491

Ta strona została przepisana.

Co twojemi oczyma rozpatrując wszędzie,
Gdzie ty zarzucisz wątek, ona da osnowę,
Wzmocni niewieściem sercem twoją męską głowę.
Do niej przyjdą odważniej ubodzy i chorzy,
Przed nią niejeden wieśniak swe serce otworzy,
Ona się porozumie roztropniej daleko
I z niewiastą, i z dzieckiem, i z biednym kaleką.
Ona się wtajemniczy i trafniej, i prędzej
W najdrobniejsze odcienie cierpienia i nędzy,
A dopóki trwać będziesz w zbawiennym zamiarze,
Gotową drogę czynu ona ci ukaże.

STEFAN.
Prawda po tysiąc razy.
SĘDZINA.

Ona cię nauczy,
Że konia, jak to mówią, pańskie oko tuczy.
Będziesz pilnował domu — a tu co godzina
Nowy się obowiązek sercu przypomina,
Nowy dobry uczynek codzień się dokona,
Skarbem jest, mój Stefanie, skarbem taka żona;
Ale z tysiąca kobiet wyszukać jej rzadko!
Szukaj dobrze!

STEFAN.

Znalazłem, znalazłem ją, matko!
Muszę ci wyznać słowo, co pod sercem gniotę:
Ja kocham już od roku niebiańską istotę,
Ona, choć nieobecna, wspomnieniem mię krzepi,
Ona mojego serca świadoma najlepiej,
Ona olbrzymią siłą wzmocni me ramiona;
Zna lud wiejski i kocha, jakby w nim zrodzona.
W dalekiem, w obcem mieście marzyliśmy razem,
Żyliśmy naszych dworków, naszych wsi obrazem;
Długie, długie wieczory, często załzawieni,
Błądziliśmy oczyma po Niebios przestrzeni;
Promieniami księżyca z oddali, z oddali,
Pozdrowienie kochanej Litwie przesyłali.
Ona tam przy swej ciotce w gościnie bawiła.