Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/505

Ta strona została przepisana.
PODKOMORZY.
Padam do nóg sąsiadki!
SĘDZINA.

Idźcie państwo sobie,
A ja skromny tymczasem podwieczorek zrobię.

(Odchodzi innemi drzwiami).



SCENA TRZECIA.

STEFAN i ANNA.

STEFAN
Anno!
ANNA

Panie Stefanie!

STEFAN

Ja jak we śnie roję,
Sam nie mogę uwierzyć w własne szczęście moje!
Gdym sądził, że na długo z sobą się rozstaniem,
Gdy mi dom rodzicielski stawał się wygnaniem,
Kiedym nie śmiał do ciebie pisać bez twej woli,
Gdym z tęsknoty po tobie usychał powoli, —
Wczora najniespodzianiej powiada mi matka,
Żeś ty tutaj przybyła, żeś nasza sąsiadka,
A dzisiaj ciebie widzę, dziś z ust twoich słyszę,
Ze miłe twemu sercu wioskowe zacisze.
Gdy znikła twej zmienności dręcząca obawa,
Kiedy przestałem wątpić...

ANNA.

Bo nie miałeś prawa.
Za cóż krzywdzisz niewiarą?... Stefanie, Stefanie
Od czasu, kiedyś postrzegł moje przywiązanie,
Od czasu, kiedyś wyznał, że kochasz wzajemnie,
Czyż miałeś kiedy powód niekontent być ze mnie?
Czyż widziałeś, ażeby ktokolwiek z młodzieży
Choć chwilkę zajął serce, co tobie należy?
Powiedz...