Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/506

Ta strona została przepisana.
STEFAN.

Tak... lecz odległość, ale czas niemały
Ostudza w sercu kobiet najtliwsze zapały.
Tyś piękna — mogłaś znaleźć wielbicieli krocie;
Tyś kobieta — więc mogłaś zmienić się w istocie.
Opuszczała mię wiara i męska odwaga.

ANNA.
Czas i przestrzeń prawdziwe przywiązanie wzmaga.

Gdyśmy razem, to czasem i fraszka oziębi,
Nie czujemy wzajemnie całej uczuć głębi,
I w kochanej istocie, choć się szczerze kocha.
Nawet i wady jakiej znajdujemy trocha.
Lecz straciwszy... straciwszy... to zaraz w rozpaczy
Cały ogrom tej straty smutno się zobaczy;
A świat, niegdyś tak piękny, najmilsza zabawa,
Czemś się takiem bezbarwnem, takiem nudnem stawa,
Że chciałoby się uciec i odwrócić oczy.
A tutaj tyle wspomnień dawniejszych otoczy.
Głowę takie bolesne porównania gniotą!
Żyło się dwojgiem życia — dziś jestem sierotą!

STEFAN.
Zawsze jedna... ta sama, szlachetna i wzniosła,

Zawsze sercem do dawnych pamiątek przyrosła...
Tęskniłaś...

ANNA.

Wy mężczyźni macie insze życie:
Wy pracą próżnię życia zająć potraficie.
To umysł zatrudniony, to ruch krzepi ciało;
A kobieta w tęsknocie zawsze jest schorzałą.
Powolna ręczna praca umysłu nie trudzi:
Chcę się książką rozmarzyć, i tam spotkam ludzi,
Jednych nudnych, jak żywi egoiści drobnic
Drudzy zda się, że do nas z zapału podobni,
Ale oni szczęśliwi, oni byli razem, —
I znowu własnych wspomnień łuckim się obrazem.
Książka nam targa serce, ale nie nasyca.