Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/507

Ta strona została przepisana.

Szczęśliwsza wasza praca myśl urozmaica.
Pracowałeś, Stefanie?

STEFAN.

O, tu pracy wiele!
Tu mam możność rozwinąć moje wyższe cele.
Ojciec oddał mi rządy, rządy starej daty:
Wieśniak ubogi duchem, choć dosyć bogaty;
Domy ich opuszczone, stodoły bez dachu,
Przywykł nędzarz do dawnej groźby i postrachu;
Odurzony, nie czuje, gdy ma kawał chleba,
Że może wyjść z niedoli, że wyjść z niej potrzeba.

ANNA.
Tak u nas prawie wszędzie... biedny stan nędzarza.
STEFAN.
A co mię bardziej jeszcze smuci, upokarza,

Że muszę tylko zwolna ład wyniszczać stary.
Tu potrzeba zachęty, potrzeba ofiary,
Groszem, dobrym przykładem trzymać ich na wodzy;
A my nie mamy grosza, my bardzo ubodzy,
Interesa zwikłane dźwigać się nie mogą,
Serce każe iść inną, prawo inną drogą;
A ja tak mało umiem, bo tylko z idei,
I potrzeb mego ludu i prawych kolei.

ANNA.
Biedny, biedny Stefanie, jak ci tu mozolnie!

Przyjeżdżaj często, często! radzić będziem wspólnie:
Dwie głowy i dwa serca, gdy się w radę złożą,
Może coś obmyślimy za pomocą Bożą;
A przynajmniej na sercu będzie nam weselej,
Kiedy się każda przykrość na dwoje rozdzieli.

STEFAN (biorąc jej rękę).
O! tegom się spodziewał po twej pięknej duszy.

Czuję dziś, że dłoń moja i skały pokruszy.
Wezmę z twego natchnienia czyny niezachwiane,