Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/512

Ta strona została przepisana.
PODKOMORZY.

Potrzeba pieniędzy,
Potrzeba doświadczenia, w działaniu swobody,
A bez tego wszystkiego zmarnuje się młody.
Zostawisz mu fortunę — nie gniewaj się, proszę —
Co będzie jedno z drugiem niewarta trzy grosze.
Szkoda czasu, młodości... Widziałem, widziałem:
Onby sobie dał radę z jakim kapitałem,
Włość go poczęła kochać, a to wiele znaczy,
Inszy wiek, dziś i z chłopem trzeba być inaczej.
Ja sam do filantropów wielkich nie należę,
A jednak pielęgnuję te idee świeże,
Mój poddany mię kocha — mądrość niedaleka:
Daj krówce więcej siana, będzie więcej mleka.
Nasz chłop, to jest kapitał, procent — jego praca;
Niechże mi się największym procentem wypłaca.
Tu wszystkie środki dobre — niech świat co chce głosi:
Chłop chce wódki — daj wódki, to za trzech ci skosi:
Żyd nie w tem zły, że chłopa rozpaja, jak zwierzę,
Ale że nasze zyski sam do siebie bierze.
Na co ma naszą własność ujarzmiać pomału?
Ja nie mam Żyda w karczmie, bo nie chcę podziału.

SĘDZIA.
Tak... trochę masz słuszności; lecz dokąd to wiedzie?

Prawda, żem zubożony...

PODKOMORZY.

Czekaj, mój sąsiedzie!
Nie trzeba załamywać rąk bardzo żałośnie.
Twój kapitał niszczeje, ale procent rośnie:
Masz syna, co pracować i chciałby, i może,
Masz wioskę, kawał lasu i niezgorsze zboże,
Masz więc przyszłość przed sobą — to już znaczy wiele;
Tylko nie masz pieniędzy... ja ci ich udzielę.

SĘDZIA (zrywa się radośnie).
Ty dałbyś nam pieniędzy?... panie podkomorzy!