Jak my rodzice każem, to kochać się będą.
Tu zobopólna korzyść, tu spółka handlowa:
Jego młodość i ręce, a mój grosz i głowa.
Pókim żyw, nic mu nie dam — ma sam kawał chleba.
Lubię grosz, i mnie grosza na obrót potrzeba,
Tylko mu coś pożyczę, choćby z serca bólem, —
Naturalnie, zaręczysz twojem Pustopolem;
Procent wypłaci z góry, — jak zajmie się szczerze,
Sam z wioski ulepszonej procenta wybierze.
A po śmierci, gdy wszystko odziedziczy w spadku,
Będzie miał dwa majątki i żonę w dodatku.
Cóż, mój sędzio, czy zgoda? Dobijmy rzecz naszą,
A potem sobie wojuj z Ibrahimem baszą.
Przyjeżdżasz świadczyć łaskę do ubogiej strzechy,
Oddajesz Stefanowi ukochane dziecię,
Rozszerzasz jego pole działania na świecie.
Lecz serca się nie ważą na handlowej szali, —
Kto wie, czy się doprawdy oni pokochali?
Może to urojenie, może nam się zdaje:
Trzeba przeznać ich serca, skłonności, zwyczaje.
Jeśli oni, szanując nasze lata stare,
Zechcą spełnić życzenia tylko przez ofiarę
I dla naszych urojeń zatruć przyszłą dolę, —
Czyńcie sobie, co chcecie, a ja nie pozwolę,
I pomimo warunki sąsiada korzystne,
Raczej prostą wieśniaczkę, jak córkę, uścisnę.