Ta strona została przepisana.
PODKOMORZY.
Sąsiadko dobrodziejko! więc jakaż tu rada? SĘDZINA.
Nic nie mówić, a śledzić ich serca wypada. Wszakże to niedaleko, kochany sąsiedzie:
To wy tu przyjedziecie, to on tam przyjedzie;
Przypatrzy się, oceni jedna strona drugą,
Trzeba nieco poczekać.
PODKOMORZY.
Byleby niedługo;
Szkoda czasu na zwłoki — bo czas, to rzecz święta:
Praca, młodość i miłość niech dają procenta.
(Do sędziego):
No Sędzio, cóż powiadasz o naszym zamiarze? SĘDZIA.
To rzecz dyplomatyczna — ściślej ją rozważę. Po najlepszych traktatach zwykła bywać sprzeczka;
Ot naprzykład...
(Słychać pukanie do drzwi).
A kto tam?
(Otwiera).
SCENA SIÓDMA.
CIŻ, STEFAN z listem i ANNA.
SĘDZIA.
SĘDZIA.
Posłaniec z miasteczka?
Są gazety?
STEFAN.
Nie przywiózł.
SĘDZIA.
To skaranie Boże!
Anglicy dotąd weszli na Czerwone morze,
Włoskie działa już pewno grzmocą na Saharze,
A redaktor gazety miesiąc czekać każe.
Dowiedzieć się aż w miesiąc — piękna mi nowina!