Ulżywszy rękom ludzkim przez nowe narzędzie,
Do innych prac ziemiańskich więcej rąk przybędzie;
Gdy osuszą się bagna, ulepszą pastwiska,
To na skarbie wioskowym — na trzodzie się zyska.
Wół, towarzysz rolnika, koń, jego ozdoba,
Co dziś zniedołężniały, pokarlały oba,
Przy większej troskliwości, przy obfitszej paszy.
Trzykroć większe ciężary dźwignąć się nie straszy.
Lecz niewolnik w pustyni, w pocie swego czoła,
Potrzeby tej odmiany i uczuć nie zdoła.
Pan jego, a on trzody swojej nie oszczędza, —
Tak idzie w pokolenia ciemnota i nędza.
Chcąc życie dać insze,
Opiszę kilku włościan w przyzwoite czynsze,
Nie dam im zapomogi, lecz tylko swobodę,
I młodszych moich braci za rękę powiodę.
Wszczepię w serca moralność, czytać ich wyuczę.
Prawdziwego postępu do ręki dam klucze.
Gdy będą oświeceni, gdy będą bogaci,
Gdy pan to na nich zyska, co na innych traci,
Ukażę porównanie — niech sam ojciec przyzna:
Czy lepsza wolna praca, czy lepsza pańszczyzna?
Gdy złożysz na me ramię spracowaną głowę.
Będziesz mi opowiadał każdy zamiar skryty,
Każdą myśl, co ci przyjdzie, każdy trud przebyty...
A która wtedy dla mnie troską być przestanie,
I znów opromienieją moje wielkie cele.