Sam wskazałeś drogę.
Nie mogę... nie mogę...
Dać córkę, dać majątek! proszę uniżenie!
Ja nigdy na niepewne pewnego nie zmienię.
Pustopole nie wasze! — w interesach zmiana;
A zresztą — moja córka nie kocha Stefana.
Ja całem mojem życiem odwrócićbym rada.
Dopomóż... oni spłacą, wdzięczni ci bez granic.
Ale i moje szczęście czyż uważasz za nic?
Czyż mię wtrącisz do grobu, gdy mi szczęście świta?
Ratuj ich!...
Lecz nie mogę, nie mogę i kwita!
Twoje szczęście... jak każę, to zapomnisz o niem.
Jeszcze ludzie powiedzą, że to my ich gonim.
Nie lękaj się — przeszkodą nie bądź w interesie,
Kapitał twego serca procenta przyniesie.
Jest marszałkowicz Trębosz, jest syn Paliwody,
Jest podsędek Kociuba, choć nie bardzo młody.
Jest Alfred, co w Paryżu leczy się tyzanną, —
Nie bój się, moja córko, nie zostaniesz panną.
Wszakże wiesz, ja nie byłem za stadłem bogatem,
Stefan z głową czynniejszy, intratniejszy zatem,
Ja mu nic nie zaprzeczam — lecz dziś zmienne role:
Ja dziś mogę za bezcen kupić Pustopole.
Dług ich pewno nie wielki, ale go nie spłacą,
Wszak sami powiadają, że nie mają za co.
Sędzio! waszego długu, a wieleż tam, wiele?