Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/544

Ta strona została przepisana.

A czy go puścić, czy powiesić każe,
W tem jego wola, a nie głowa nasza.
Weźcie te listy, co znaleźli przy nim.
Weźcie do wodza to złoto, co w kiesie;
A my tu naszą powinność uczynim,
Na dalszej warcie zostaniemy w lesie.

PIELGRZYM.
Puśćcie mię, ludzie! puśćcie, jam niewinny!

Mnie Rakoczego obietnice zwiodły.

STRZEMIEŃ.
Gdybym miał prawo, za mój kraj rodzinny

Sambym ci, ptaszku, roztrzaskał łeb podły!
Lecz naszą zemstę na hetmana zdajem,
Niechaj postąpi, jak mu każe władza.

LACKI.
Boże zastępów! nie mścij się nad krajem,

Który tak czarne potwory wyradza.

(Żołnierze odprowadzają Pielgrzyma).



SCENA CZWARTA.

Zmiana — wnętrze namiotu Czarnieckiego. — W środku prosty stół, na nim papier i pióro, księga i karta geograficzna. Na ścianie pancerz, hełm i pałasz. CZARNIECKI w żupanie, rysiej delii i kołpaku wchodzi do namiotu.
CZARNIECKI (do żołnierza, który wszedł za nim).
O świcie pochód niech trąba obwoła!
(Żołnierz odchodzi).
Już dziś nie legnę, bo mię sen nie bierze.

Nim się Rakoczy opamiętać zdoła,
Wpadnę mu na kark z mojemi harcerze!
Jeszcze wróg jeden — miłosierny Boże!